Bielenda: Krem półtłusty regenerujący Żeń Szeń

Coś pozytywnego! Przebiliśmy poprzedni gitarowy rekord! :D Rzekomo na wrocławskim Rynku grały wspólnie 7273 gitary, jednak ile w tym prawdy... Pewnie część ludzi przyszła bez gitar, ale to mało ważne. Było naprawdę fajnie, mimo że nie umiem grać! XD Jednak być może ten wczorajszy dzień będzie przełomem i w końcu się wezmę za tę gitarę! :D Ah, to nie był dobry plan, żeby wziąć asymetryczną kieckę! Mam teraz plecy zjarane w półksiężyc :D

Przygotowałam dzisiaj dla Was recenzję kremu, z którym się nie polubiłam. Jak produkty firmy Bielenda lubię bardzo, to ten okazał się dla mnie niewypałem. Krem ten kupiłam w zestawie z kremem do ciała (które podobno jest bardzo fajne, jednak jeszcze go nie otworzyłam).

Zacznę od opakowania - jest zrobione ze słabego plastiku, czuję, że jest coś z nim nie tak, jakby coś się złamało od środka. Jednak kupując ten krem osobno, opakowanie jest inne, pewnie trochę lepsze.

Konsystencja kosmetyku jest dosyć gęsta, przypomina standardowy krem Nivea. Zapach jest bardzo intensywny (aczkolwiek ładny) i może odrzucać niektóre osoby. Wydaje mi się, że to on jest winowajcą wysypów na mojej twarzy. Krem ogólnie jest tłusty, ale o dziwo bardzo szybko się wchłania. Zachowuje się dziwnie, ponieważ prawie wcale nie nawilża. Jeżeli chodzi o jakąś regeneracje, to też nic nie zauważyłam.

Zapłaciłam za ten krem w zestawie chyba niecałe 13zł. Zużywam go do stóp i dłoni. Nie polecam.

No comments:

Post a Comment